W zimę słońce zachodziło szybko.
Lenora dopiero trzeci raz wybierała się po nową porcję śniegu, a na dworze już
robiło się ciemno. Teraz, gdy Uriel był w posiadaniu ciała Abla, Lenora mogła
bez awantur nosić jego kurtkę. Przynajmniej nie było jej tak zimno. Latarnia
zamigotała, gdy dziewczyna schylała się by napełnić wyszczerbioną miskę. Moszkowicz
wyprostowała się szybko, uznając to za zły znak.
— Dobry wieczór — powiedziała po niemiecku do gestapo, który pojawił
się przed nią znikąd i nagle. Bała się ukłonić, żeby nie spuszczać go z oczu.
Patrzyła się na żołnierza długo, na tyle długo, że zaczęła dostrzegać na jego
twarzy takie szczegóły jak drobna blizna po okiem, czy zakrzywiony nos,
prawdopodobnie w wyniku złamania. Mężczyzna wciąż nie wykonał żadnego ruchu,
jakby zastygł, czekał na coś. — Właśnie
wracałam...
Wraz z jej słowami wystrzeliły
pierwsze fajerwerki. Posypały się na niebie strumieniami różnych kolorów, a
oczy żołnierza pochłonęła ciemność.
— Nareszcie — szepnął podniecony i
wyciągnął zza kurtki jasny sztylet.
Lenora rzuciła się z powrotem na
klatkę, lecz demon zdążył złapać ją za nadgarstek i jednym ruchem powalić na
podłogę. Dziewczyna uderzyła głową mocno w posadzkę, na kilka sekund straciła i
słuch, i widoczność. Gdy tylko zaczęła ponownie widzieć, wstała gwałtownie,
trzymając się krawędzi schodów, żeby znów nie upaść. Spodziewała się ponownie
zobaczyć opętanego żołnierza, ale drzwi do klatki były zamknięte, na posadzce
znajdowało się jedynie odrobinę krwi. Przez małe okienko w drzwiach Lenora
dostrzegła Uriela, wbijającego sztylet w gardło gestapo, który przed chwilą ją
zaatakował. Z jego szyi trysnął strumień posoki, z oczu i ust białe światło.
Fajerwerki Getta.
— Mają sztylety! — krzyknął Uriel,
powalając na ziemię kolejnego demona. Na jego ramieniu lśniła długa rana. Nie
krwawił. — Ktoś musiał przekazać Wojnie plany.
Lenora zakryła dłonią usta, widząc
tak długie rozcięcie na ciele Abla. Czuła, że krew spływa jej po szyi, ale nie
mogła oderwać oczu od końca malującego się za szybą. Castiel, który do tej pory
był poza polem widzenia dziewczyny, teraz zjawił się za towarzyszem broni,
ratując go przed ciosem w plecy. Srebrne sztylety sypały się wraz z kolejnymi
ofiarami, a drobne cięcia na ciałach aniołów iskrzyły białym światłem. Demony
jednak przybywały zewsząd. Z początku wszystkie, które zauważyła Lenora,
kierowały się do dwóch majestatycznych przeciwników. Teraz, gdy na chwilę
oderwała wzrokiem od walki, dostrzegła, że grupka żołnierzy niemieckich wbiega
do kamienicy leżącej przy ulicy Smoczej, równolegle ustawionej do Anielewicza.
Mieszkało w niej dużo ludzi, dobrych ludzi, którzy nie zasługiwali na śmierć z
ręki demona w niemieckim ciele. Lenora zastanawiała się jedynie przez chwilę.
— Wchodzą do środka! – krzyknęła,
zbierając swoją odwagę. — Tam, do tej kamienicy!
Uriel nie zwrócił na nią uwagi, Castiel
jedynie się obejrzał. Wstrzymała oddech i zatrzasnęła drzwi, widząc, że nie
tylko uwagę aniołów na siebie zwróciła. Dziewczyna nie miała pojęcia, że demony
są tak szybkie, gdy jeden zaczął zmierzać w jej stronę. Szybko rzuciła się na
schody. Demon, który ją gonił, ubrał ciało chłopca, mającego nie więcej niż
szesnaście lat, choć przez to nie mniej strasznego. Choć chłopiec był
chuderlawy, to kroki miał szybkie i pewne. Pewniejsze niż potykająca się o
spódnicę Lenora, wciąż tracąca krew z rozcięcia na głowie. Nagle coś trzasnęło
i dziewczyna zatrzymała się na następnym piętrze. Przestała słyszeć ścigające
ją kroki, co wydawało się podejrzane. Wychyliła się ostrożnie, opierając o
barierkę. Na klatce schodowej znajdował się jedynie Castiel. Jego sztylet był
zakrwawiony, a koło nóg leżał opętany chłopiec. Lenora była bliska płaczu z
ulgi, jaką poczuła, gdy zobaczyła anioła. Castiel patrzyła na nią dziwnie
zaciekawiony. Ciekawe, że potrafił zachować taki spokój, gdy wokół gorzała
walka, a jego towarzysz pozostał co najmniej z tuzinem demonów sam na sam.
— Dz-dziękuję — powiedziała
Moszkowicz, czując, że dłonie jej się pocą i ślizgają po poręczy. Wyprostowała
się. — Do kamienicy po lewej weszły demony. Było ich mnóstwo… musisz coś z tym
zrobić. Proszę, zrób coś z tym. Ach, czy mógłbyś mi jeszcze z tym pomóc? —
Lenora odjęła zakrwawioną dłoń od tyłu głowy. Z minuty na minutę czuła się
coraz gorzej. — Naprawdę nie chcę wracać cała zakrwawiona. Będą się martwić,
moja mama…
— Nie dostaliśmy pozwolenia na
pomaganie ludziom — powiedział Castiel dziwnym głosem. — Anioły nie mogą
wykraczać poza powierzone im zadanie.
— Lenora? — Dziewczyna usłyszała
nagle głos Michała i wzdrygnęła się. Chłopiec wyglądał przez uchylone drzwi,
patrząc na siostrę. — Len, co się dzieje? Ludzie krzyczą, Niemcy gromadzą się
na ulicach. Wracaj do środka, proszę. Kasia się martwi, a mama chyba zasłabła.
— Już idę — wydusiła słabo. Widok
Michała chociaż w kawałku znajdującego się po za mieszkaniem w czasie, gdy
demony zaatakowały getto, przyprawiał ją o mdłości. — Wracaj do środka, za
chwilę przyjdę.
Michał skinął niepewnie i zamknął
drzwi.
— Czy mógłbyś mi chociaż przynieść
trochę śniegu? — zapytała. Nie chciała wracać na zewnątrz tak bardzo, że była
gotowa zniżyć się do poziomu błagania. — Proszę, proszę. Zauważyłam, że umiesz
się teleportować, zajmie ci to mniej niż dwie sekundy, ja naprawdę…
— Nie umiem się teleportować —
przerwał jej Castiel.
— Ach… — Tył głowy boleśnie
pulsował, obraz rozmazywał się przed oczami. Choć adrenalina wciąż płynęła w
jej żyłach jak oszalała, postanowiła myśleć o niedalekiej przyszłości. Cholerne
anioły. Jeśli do rany wdało się zakażenie, to dziewczyna umrze w przeciągu
kilku dni. Gertruda mogła stracić ostatnią dorosłą osobę, na której mogła
polegać — Gdybyś mógł mnie osłonić przez te kilka sekund…
— To nie jest bezpieczne.
— Obchodzi cię to?
— Nie powinno — przyznał swoim
formalnym głosem. Lenora powoli zaczęła schodzić w dół. Przeszła całe siedem
stopni, zanim anioł znów się odezwał. — Ja… nie powinienem… Masz na imię
Lenora?
— Tak — potwierdziła krótko, nie
rozumiejąc sensu pytania.
Gdy mijała Castiela, zauważyła, że
jego włosy są prawie tak jasne, jak drobne rany na jego ciele. Twarz anioła
była blada i napięta. Chyba czegoś się bał.
W następnej chwili poczuła, jak Castiel
kładzie rękę na tyle jej głowy, a następnie gorąco rozlało się po skórze
Lenory. Wstrzymała oddech, czując, jak ból znika stopniowo, z dołu do góry.
Odetchnęła, gdy odjął dłoń. Odwróciła się, by podziękować, ale jego już nie
było.
Gdy weszła do mieszkania i zamknęła
drzwi na wszelkie możliwe spusty, zauważyła, że koło butów stoi wiadro po
brzegi wypełnione topniejącym śniegiem.
Walka trwała do świtu. Lenorze udało
się położyć do snu Kasię, Michała i matkę, ale sama nie mogła zmrużyć oczu po
tym, czego była świadkiem. Musiała przecież zachować przytomność, na wypadek
gdyby jakiś demon postanowił odwiedzić również ich mieszkanie. Nie wiedziała, w
jaki sposób mogłaby go zranić, ale lepsze było chociażby rzucenie się na niego
z krzykiem niż udanie się do błogiej nieświadomości.
Bardziej niż na wizytę demona
liczyła na jednego z aniołów, który przekazałby chociaż zalążek informacji na
temat strat i tego, jak potoczyła się sytuacja. W oddali, tam gdzie Warszawa
wciąż była stosunkowo wolnym miejscem, wciąż raz na jakiś czas wystrzeliwały
fajerwerki. Lenora poczuła złość na myśl o tym, że Niemcy tak dobrze bawią się
na polskich ziemiach. Przebywali na nich bezprawnie.
Dziewczyna, wciąż obserwując widok
za oknem, obracała w dłoniach różaniec. Gładkie koraliki przesuwały się bez
problemu między jej palcami. Nie modliła się. Myślała o tym, jak bardzo chciała
zobaczyć Abla, albo chociaż Uriela w ciele Abla. Wiedziała również, że jej
marzenia graniczą z cudem, więc miała chociaż nadzieję na odwiedziny Castiela.
Wygląda,ł jakby w małym stopniu przejął się sytuacją Moszkowiczów. Choć
oczywiście szanse, że anioł powróci też były nikłe. Jednorazowa pomoc do
niczego go przecież nie zobowiązywała.
Lenora właśnie pogodziła się ze
zdaniem na samą siebie, gdy coś ciężkiego upadło za jej plecami. Odwróciła się
gwałtownie, chwytając nóż z blatu i wyciągając go przed siebie bojowo.
Zatrzymała się kilka centymetrów przed piersią Castiela. Nie wyglądał na
zadowolonego i dziewczyna miała wrażenie, że nie przez ostrze miał taką minę.
Na wszelki wypadek szybko odłożyła sztuciec na miejsce. Spojrzała na to, co
anioł przed chwilą upuścił. Dwa pękate worki soli drogowej leżały na podłodze.
— Powiesz wszystkim, że ukradłaś je nad
ranem — rozkazał Castiel wyraźnie, nie ruszając się z miejsca. Jego oczy były
dziwnie niespokojne, jakby właśnie zebrała w nich burza. — Nieprzerwany krąg
soli powstrzymuje demony przed jego przekroczeniem. Wysyp ją pod drzwiami,
oknami, wszędzie, byle tylko zamknąć powierzchnie mieszkania. Nie wiesz tego
ODE MNIE — dodał z naciskiem. — Mogę mieć przez to kłopoty. I nie dziel się. To
się zacznie rozprzestrzeniać, a moim braciom nie spodobałaby się wiedza tych
ludzi…
— Dobrze…
— Dobrze.
— Dlaczego mi pomagasz?
— Ponieważ… — zastanowił się —
ponieważ mam swoje powody.
Jego wzrok znów stał się odległy.
— Dziwne rzeczy dzieją się na tym
świecie — oznajmił nieprzytomnie. — Jesteś w nie w jakiś sposób zamieszana i
niestety ja też. Wciąż nie wiem, jak powinienem się zachować, by nie zmienić
biegu wydarzeń. Wojna nie powinna posuwać się tak daleko, to jest ponad
nasze rozkazy, a niebo wciąż nie ustaliło nic nowego. Z takim tokiem działań
nie zajdziemy daleko…moje naczynie zostało uszkodzone już pierwszej bitwy. Co
się stanie przy następnych? Zaczynam wątpić w zamysł nieba… Ja… — urwał i
wzdrygnął się widocznie. Jego oczy znów były chaotycznie trzeźwe. — Uważaj na
siebie.
Gdy zniknął, na stole kuchennym
zamiast noża, leżał jasny sztylet.
Castiel spotkał się z Urielem dzień
po ataku. Anioły musiały na chwilę wrócić do domu, by wyleczyć cięcia. Trwało
to dłużej niż założyli, ale najwyraźniej Wojna również lizała rany, ponieważ
przez następne kilka dni nie było żadnych ataków, a nowi żołnierze na terenie
getta wciąż zachowywali swoją tożsamość, nie dzieląc się ciałem z demonami.
— Myślałem, że ta noc nigdy się nie
skończy — powiedział Uriel. — Gabriel sprawdził magazyn. Wykradli prawie
wszystkie anielskie ostrza. Któryś z naszych braci musi być szpiegiem.
— Wiem — mruknął Castiel wyraźnie
niezadowolony z tej informacji. — Trudno mi w to uwierzyć…
Uriel nie wyglądał, jakby podzielał
zdanie Casa.
— Jak do tej pory nie było ataków w
innych gettach — oznajmił. — Pewnie
Warszawa będzie miała przez chwilę spokój zanim do niej wrócą. Nie jest jedynym
celem Wojny.
Pierwszy na Ziemię wrócił Castiel.
Uriel stwierdził, że ma jeszcze kilka spraw do załatwienia, a Cas postanowił
nie dociekać. Ufał swojemu bratu.
Dotychczas miejscem pobytu aniołów
był opuszczony budynek na ulicy Prostej. Tam też pojawił się Castiel, gotowy
przejść się po ulicach i zbadać okolice. Wcześniej zaopatrzył się w czarny
płaszcz, jaki w czasie zimy nosili gestapowcy. Płaszcz był wiązany grubym,
czerwonym pasem. Dzięki urodzie Beniamina, Castiel bez szczególnych problemów
mógł udawać Niemca. Uriel miał z tym większe problemy.
Cas musiał przyznać, że getto
warszawskie było jednym z najgorszych miejsc w historii. Czuł rozpacz ludzi w
nim zgromadzonych, znał liczbę ofiar. Wszystko toczyło się szybko i brutalnie.
Wojna przesuwała pionkami pewnie i wyglądało na to, że choć nie osiągnęła
zamierzonego celu w nocy z trzydziestego pierwszego grudnia na pierwszego
stycznia, to i tak w najbliższym czasie uda jej się go osiągnąć. Jeśli zima
nadal będzie tak sroga, Żydzi zginą.
Karmelicka była najbardziej zapchaną
ulicą getta. Stanowiła przejazd dla karetek więziennych. Często konwojenci
wychylali się z pojazdu, uderzając przypadkowych przechodniów pałkami. Do pałek
doczepione mieli żyletki i gwoździe. Co ciekawe, nie kierowały nimi demony.
Ludzka natura.
Castiel nie chciał przeciskać się
przez morze ludzi, więc poleciał na dach. Przystanął, obserwując Żydów. Widział
w nich nędzę i nie czuł nadziei. Obraz był żałosny pod względem krzywdy, jaką odczuwali
ci ludzie, nie pod względem ich słabości. Castiel wiedział, że Uriel nie
podzieliłby jego zdania.
— Zastanawiający obraz, prawda?
Castiel obrócił się spokojnie w stronę
przybysza.
— Co ty tu robisz? — zapytał
bezbarwnie. — Zamierzasz przejść na stronę siostry?
Śmierć zmierzył go uważnym
spojrzeniem
— Nawet o tym nie pomyślałem —
przyznał powoli. — Zaczyna mi brakować żniwiarzy — powiedział z odrobiną
niepokoju w głosie. — Przez to muszę im pomagać we własnej osobie. Woń śmierci
mnie tu przyciągnęła. Wskazał głową na ciągnące się mozolnie morze ludzi. — Co
poniektórzy, czują się jakby już byli martwi.
— Ale nie są — odparł twardo
Castiel.
Śmierć przybrała poważniejszy wyraz
twarzy.
— To, że Niebo ma problemy przez
moją nierozważną siostrę, nie oznacza, że możesz się w ten sposób do mnie
zwracać. Wciąż jestem silniejszy, bliższy twojemu Ojcu. — Castiel poczuł coś,
czego dawno nie doświadczył. Złość. Zacisnął pięści. — Nie denerwuj się tak.
Nie skłamałem, a jedynie przypomniałem. Nie przyszedłem do ciebie, by się
kłócić. Tak właściwie… zastanawia mnie twoja postawa.
— Moja postawa?
— Tak, Castielu. Widzisz… to
ciekawe, jak ostatnio dysponujesz swoim czasem na Ziemi. Zastanawia mnie też
wyraz twojej twarzy, gdy patrzysz na nędzę tych ludzi — machnął ręką, na
rozciągnięty tłum jakby odganiał muchę. — Mam wrażenie, że czujesz zmartwienie
i FAKTYCZNIE obchodzi cię ich los. To dosyć niespotykane w twoim gatunku.
Castiel nabrał dystansu i przeniósł
wzrok na białe niebo.
— Nie wiem o czym mówisz.
— Wiesz. Wczoraj złamałeś co
najmniej trzy zasady. Udzielanie bezpośredniej pomocy istotom ziemskim,
przekazywanie poufnych informacji, namawianie do kłamstwa dla własnych
korzyści…
— Uriel obiecał rodzinie Abla
Moszkowicza…
— Nie zachowuj się jak dziecko.
Uriel ma swoje obowiązki, ty nie jesteś związany żadnymi obietnicami. Nie
musiałeś, co więcej, nie mogłeś integrować w życie tych ludzi.
Castiel zawahał się. Gorące
upokorzenie rozlało się po jego ciele. Poczuł je aż w koniuszkach palców.
— Ja… przyznaję się. Pomogłem im,
choć nie powinienem tego robić. Nie trzymałem się wyznaczonych zasad. Powinna
spotkać mnie kara. Jeszcze dziś przyznam się moim braciom i wrócę do nieba,
żeby…
— Mówisz dokładnie to, czego po
tobie nie oczekuję, Castielu.
— Nie rozumiem…
— Oczywiście, że nie rozumiesz.
Jeszcze nie zacząłem wyjaśniać. — Ton Śmierci stał się jakby łagodniejszy.
Ponownie zwrócił na siebie uwagę anioła. — Jak zdążyłeś zauważyć, zaczęły ci
się przytrafiać niecodzienne sytuacje. Naczynie, które zmusza cię do jego
przejęcia, demony będące w posiadaniu anielskich sztyletów… widzisz… nawet ja
nie do końca rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. Zdołałem odkryć tylko, że
to właśnie ty jesteś przyczyną dziwnych zdarzeń.
— Nie jestem zdrajcą.
— Wiem. Pozwól mi dokończyć. —
Podniósł prawą rękę, rozprostowując palce. — Moja rozkapryszona siostra ukradła
coś, co do niej nie należy. Pierścień, źródło mojej mocy. Niedawno porozumiałem
się z Zarazą i Głodem. Ich pierścienie również zniknęły. Tak się składa, że
wraz z braćmi planowaliśmy zaingerować w wasze sprawy i pomóc schwytać Wojnę.
Okazała się sprytniejsza, niż przypuszczałem. — Nie wydawał się zadowolony z
tego faktu. — Wtedy zobaczyłem ciebie, tuż przed tym jak wybrałeś Beniamina na
swoje naczynie. To wbrew moim manierom, ale podsłuchałem trochę waszej rozmowy.
Ktoś zamieszał w czasie i wszystko wskazuje na to, że tym kimś byłeś ty.
— Nie podróżowałem w czasie od dawna
— powiedział Castiel spokojnie, czując jednak wzburzający się niepokój. —
Musiałeś się pomylić.
— Jeszcze nie podróżowałeś —
poprawił. — Tak się składa, że ja też mogę nie być tutaj bez winy. Zacząłem
zastanawiać się, co mogło zmusić cię do takiej podróży. W dodatku dosyć
częstej, skoro zdołałeś naruszyć zabezpieczenia nieba. Mam na myśli tę
absurdalną zasadę o wypalaniu ludzkich oczu, gdyż, jak to sobie tłumaczycie,
nie mogą znieść waszej prawdziwej postaci. — Castiel skinął niepewnie. — Po
wykluczeniu naprawdę wielu opcji, uznałem, że ta najgorsza może być prawdziwą.
Ktoś z Jeźdźców musiał zdradzić ci pewną tajemnicę, widocznie byłem to ja,
skoro właśnie tutaj stoję. Uznałem, że sytuacja zmusza mnie, bym zapętlił
czasoprzestrzeń. Zacząłem realistycznie pragnąć byś dokonał czegoś, co wreszcie
pozwoli mi trochę odpocząć.
— Co masz na myśli?
— Chcę żebyś zabił Wojnę — przerwał,
jakby właśnie podejmował najważniejszą decyzję — a ja powiem ci, jak to zrobić.
Rozdział jest krótszy niż poprzednie i muszę przyznać, że pisało mi się go dużo przyjemniej. Może dlatego, że zaczęło się coś w końcu dziać. W każdym razie właśnie wkraczam do głównego wątku i bardzo mnie to satysfakcjonuje. Nie ukrywam jednak, że główny wątek odbiega od II wojny światowej i wymaga dużo więcej researchu niż poprzednio, więc komentarze byłyby czymś mega motywującym.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że pozostawicie swoje opinie :)
Hej! To opowiadanie jest bardzo interesujace, fascynujace, wciagajace! Niesamowita fabula i miejsce akcji. Jak zaczelam czytac Twoje opowiadanie z taka historia to troche mi sie odechcialo moje pisac, bo do piet nie dorownuje Twojemu xd
OdpowiedzUsuńDzieki, pisz i nie koncz!!!
Pozdrawiam
Hej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za tyle komplementów i fakt, że postanowiłaś skomentować rozdział. Bardo mnie tym motywujesz :)
Pozdrawiam!
Nigdy nie oglądałam Supernatural, nie mam pojęcia o co tam chodzi, wiem tylko, że są jacyś dwaj bracia i to wszystko :')) Tak więc gdy przeczytałam prolog, zastanawiałam się, czy czytać dalej. Bałam się, że nic nie ogarnę. Jednak czytałam dalej. I nie żałuję :)) Szalenie interesuje mnie II wojna światowa (każdy jej aspekt - walki, polityka, no a przede wszystkim życie cywilów) i uwielbiam czytać o niej (opowiadania, książki, artykuły - WSZYSTKO). A Ty tak cudnie piszesz! Tak lekko i widać, że masz pomysł. Jestem strasznie ciekawa, co będzie dalej. I na razie chyba wszystko ogarniam, mimo że nie wiem nic o Supernatural. Wszystko jest dobrze wyjaśnione i dziękuję za to. Chociaż możliwe, że nie rozumiem symboliki jakiś szczegółów, ale podstawy rozumiem :))
OdpowiedzUsuńJeny, ale chaos w tym komentarzu, przepraszam za to :')) A żeby było bardziej chaotycznie, dodam jeszcze, że trafiłam tu poprzez Twojego ff o Riddle'u, który uwielbiam (Tom jest taki, jaki powinien być, wreszcie nie jest casanovą-lowelasem ♥), gdyż chciałam przeczytać więcej czegoś, co napisałaś.
Oks, już kończę *potencjalni czytelnicy tego komentarza oddychają z ulga*
Mam nadzieję, że może uda Ci się pisać częściej :))
Weny życzę!
Pozdrawiam,
Ola
Hej!
UsuńW Supernatural rzeczywiście są dwaj bracia, ale w tym opowiadaniu występował jedynie jeden z nich i to właśnie na początku. Gdzieś w czwartym sezonie pojawia się anioł Castiel, który ma tam pomagać w Apokalipsie wraz ze swoim towarzyszem - Urielem. Później pojawiają się jeźdźcy apokalipsy,a każdy z nich ma swój sygnet, dzięki któremu władają swoją mocą. Ogólnie serial bardzo przyjemny, zwłaszcza w piątym sezonie, serdecznie polecam :)
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nie postanowiłaś zrezygnować z czytania, choć nie oglądałaś serialu. Szczerze, to nawet podziwiam.
Jakbyś miała jakiekolwiek wątpliwości w przyszłych rozdziałach, to możesz pytać. Od teraz postaram się bardziej tłumaczyć te sprawy z demonami, aniołami i zabezpieczeniami. Nie przypuszczałam, że będzie czytać to ktoś spoza fandomu, ale jestem mile zaskoczona :)
Więc czytasz też o Riddle'u! To świetnie! Jesteś chyba pierwszą czytelniczką dwóch opowiadań na raz :) Dobrze, że mój Tom jest odpowiedni. Naprawdę bałam się, że nie będzie.
Ja tam nie odetchnęłam z ulgą :)
Postaram się!
Również pozdrawiam i dziękuję!
Zgadzam się z poprzedniczkami. Ja również nie oglądałam 'supernatural' i nie wiele o nich wiem. Na szczęście nie musze. :)
OdpowiedzUsuńChciałam się Cię zapytać czy będą kolejne rozdziały.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie;
za-gu-bio-na.blogspot.com
Rozdział miałam przeczytać już dość dawno temu, ale jakoś zabrakło mi na niego czasu w moim napiętym grafiku.... życia.
OdpowiedzUsuńTeraz jednak wreszcie się do niego zabrałam i mam ochotę przywalić sobie z liścia za to, że zrobiłam to tak późno. Chociaż, może to i lepiej? Przynajmniej nie musiałam czekać na rozdział czwarty, który już pojawił się na blogu :D
Wydaje mi się, że w poprzednim moim komentarzu, który zamieściłam pod rozdziałem trzecim wspominałam, że bardzo przypadł mi do gustu twój styl pisania. Jest lekki, przyjemny, zdania są ładnie budowane i być może znalazłoby się kilka błędów, ale nie jestem osobą, która szuka ich na siłę, a już na pewno nie robi tego wtedy, kiedy boli ją głowa ;)
Rozdział faktycznie krótszy od poprzednich, ale uważam, że zupełnie niczego mu nie brakuje :)
Zakończyłaś w bardzo odpowiednim momencie, pozostawiając czytelników w stanie, w którym niecierpliwie wyczekuje się kolejnego rozdziału i to naprawdę jest bardzo duży plus :)
Naprawdę nie mam się do czego przyczepić :) No, może jedynie do mojego mózgu, który od razu imię Castiel kojarzy z Mishą i przez to nie potrafię wyobrazić go sobie w jakimś innym naczyniu, ale to przecież nie twoja wina :p
Pozdrawiam serdecznie i życzę ogromnej ilości weny twórczej ♥
~Eve
Też na początku nie mogłam się przestawić do innego obrazu Castiela! Tak sobie myślę nad tym opowiadaniem i jakoś w połowie tworzenia planu, zrozumiałam, że przecież Castiel nie może mieć takiego samego naczynia, skoro akcja rozgrywa się kilkadziesiąt lat wcześniej. Tak powstał Beniamin. I nawet się cieszę, że powstał. Przywiązałam się do niego i mam nadzieję, uda mi się sprawić by inni czytelnicy go polubili.
UsuńAle o tym dużooo później :,)
Bo tak właściwie to rozdział trzeci jest drugą częścią rozdziału drugiego. Na tym tamten miał się kończyć, ale cóż :) To nasz sekret.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ciepło!